Słabość nad słabościami.
Ukryte przez hitlerowców na dolnym Śląsku skarby to temat modny do dziś (że wspomnę "złoty pociąg"). Modne to było i w 1970 roku, kiedy to nakręcony został film "Ostatni Świadek".
"Świadek" fabularnie przypomina trochę "Samochodzika I Templariuszy" - nie tylko z uwagi na grającego główną rolę w obu filmach Stanisława Mikulskiego, ale i na główny szkielet fabularny, przybywający z Zachodu poszukiwacze skarbów - starszy profesor i jego młoda, atrakcyjna córka, chcęcy bezprawnie wywieźć polskie dobra kultury i dzielnie im się przeciwstawiający Kloss.
Pierwsze dwadzieścia minut filmu to za długa ekspozycja, w której SS-mani likwidują obóz koncentracyjny (naturalnie mordując wszystkich więźniów) i ukrywają skarby. Jeden z więźniów (ostatni świadek - Mikulski), ratuje się z masakry.
Kiedy w ćwierć wieku później w samie spożywczym (wyposażonym, jakby to dzis, a nie w PRLu było) przypadkiem wpada na jednego z obozowych SS-mannów (Fetting). Mo nie daje wiary wzburzonemu Mikulskiemu i nie zamierza aresztować byłego zbrodniarza wojennego, dziś praworządnego obywatela Austrii.
Jak się okazuje, byli SS-mani przyjechali pod pozorem wyprawy entomologicznej, by odnaleźć i wywieźć z Polski schowane skarby. Tylko samotnie łażący po górach za wypuszczonym Fettingiem Mikulski wydaje się stać im na drodze...
Napięcia w filmie ani śladu, zakończenie fabularnie wręcz tragiczne, role też pożal się Boże (oprócz jak zawsze przekonującego jako szwarzcharakter Janusza Bylczyńskiego), jedyny powód dla obejrzenia dziś tego filmu to zjawiskowa jak zawsze Maja Wodecka, niestety chyba w ostaniej swej roli - zaraz po tym filmie znalazła swą miłośc we Francji, gdzie wyemigrowała, opuszczając, z wielką szkodą, polskie kino.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz