„Ring Shout” to horror, z braku lepszego określenia „słusznościowy”, taki, który używa kostiumu opowieści grozy do opowiedzenia o poważnych tematach - nierówności rasowej, niewolnictwie, prześladowaniach. Historia tego odłamu współczesnej literatury grozy sięga aż „Umiłowanej” Toni Morrison, a w nurcie tym znajdziemy również znakomite „Białe Łzy” Hari Kunzru, powieści Tananarive Due i Victora LaValle czy wreszcie popularną „Krainę Lovecrafta” Matta Ruffa, do której „Ring Shout”, umiejętnie łączący poważny temat z szybką, komiksową fabułą przygodową, najbardziej jest podobny.
+
Lata dwudzieste XX wieku, południe Stanów Zjednoczonych. Rasistowskie prześladowania mają się wciąż bardzo dobrze, ale pod maskami KKK kryją się nie tylko źli ludzie („klanowcy”), ale również demony z piekła rodem, tzw. („kukluxy”); nienawiść tkwiąca w ludziach jest tak zła, nienaturalna i przeklęta, że „tworzy demony”. A z demonami trzeba walczyć…. Tego zadania podejmuje się specjalne kobiece komando bojowe (obok równości rasowej mamy tu jeszcze uhonorowanie kobiet), złożone z doświadczonych weteranek z frontu I WŚ. Obok przeszkolenia wojskowego paniom służy również magia - główna bohaterka, Maryse Boudreaux, wyposażona została w specjalny magiczny miecz do walki z demonami, otrzymany w krainie snu od trzech „cioteczek, bytów ochraniających uciskaną kolorową społeczność.
Aktywność i liczebność kukluxów wzrasta a odpowiedzialność za to ponosi triumfalny pochód przez południe USA filmu Davida Warka Griffithsa „Narodziny Narodu” z 1915 (nb. to jak najbardziej prawdziwy film, uchodził zawsze za kamień milowy kinematografii…). “Narodziny Narodu” to tak naprawdę dzieło czarnej magii, nasączające serca widzów nienawiścią i w ten sposób tworzące kolejne kukluxy.
Za wzrost w ten sposób sił piekielnych odpowiedzialny jest Arcydemon, Rzeźnik Clyde. Oddajmy mu głos : „ Nienawiść, którą w sobie noszą jest ich własna. Nie posialiśmy jej, zawsze kiełkowała i rosła w ich wnętrzach. My tylko daliśmy impuls by rozkwitła. Kilka rolek celuloidu i przychodzą do nas z własnej woli”.
Wzmacnianie sił zła ma jednak ukrytą agendę i nie jest nią “zwycięstwo” kukluxów nad uciskanymi kolorowymi. W oczach prawdziwych sług Piekła nie ma to tak naprawdę znaczenia. Jak się okazuje, “nas nie interesuje kolor skóry, dla nas jesteście mięsem”. Prawdziwym celem jest otwarcie pozawymiarowych przejścia do naszego świata Wielkiej Cyklopii, kolejnego lovecraftiańskiego monstrum o boskich przymiotach, z agendą na zniszczenie całego życia na Ziemi
Tylko Maryse może podjąć próbę przeciwstawienia się zagładzie. Musi w tym celu wezwać inne, konkurencyjne demony To Nocni Doktorzy, pozawymiarowe monstra żywiące się bólem i cierpieniem. Dzięki ofierze Maryse zdecydują się oni stanąć po stronie…. no, bez przesady, stanąć przeciwko hordom Rzeźnika Clyde i przeciwstawić nadejściu Wielkiej Cyklopii….
+
Ring Shout to ekstatyczny taniec religijny, praktykowany przez czarnoskórych wyznawców w USA. W finałowych scenach właśnie przy jego pomocy włączą się oni do walki z nadchodząca apokalipsą.
Jako się rzekło, „Ring Shout” przypomina komiks. Dla Djeli Clarka ważniejsza od opisów niedoli kolorowych i usprawiedliwiania ich walki jest szybka, widowiskowa akcja i pełna przygód fabuła. Wychodzi on ze (słusznego) założenia, że w obecnym czasie rasizm sam z siebie jest tak fatalny, że nie trzeba opisywać jego odrażających szczegółów, to abominacja zasługująca z samej swej istoty na zwalczanie z całych sił.
No i jego bohaterki walczą aż miło. Fabuła pędzi na łeb, na szyję, przygoda goni przygodę a kolejne walki migają przed oczami jak na stronach, właśnie, komiksu. Mógłby to fajnie Mike Mignola wyrysować, bo jest taki hellboyowy vibe w kolejnych wydarzeniach (Wielka Cyklopia nawet przypomina nieco Ogdru Jahada znanego z komiksu Mignęli). Do tego Clark ma ma dobre pióro, czyta się to doskonale, tak, że niewielka w sumie książeczka to lektura na jedno, dwa popołudnia.
Grozy jest w sumie niewiele - kukluxy są ofkors demoniczne i obrzydliwe, a motyw “otwarcia bram z innego wszechświata” archetypiczny typowy dla horroru, ale jako że elementy fantastyczne w powieści nie mają charakteru “niesamowitego”, są, przeciwnie, w świecie Ring Shoot “samowite” - takie, których się można spodziewać, to powieść można z równym przekonaniem uznać za nietypowe fantasy, bez szkody dla frajdy z czytania. Odnotować warto, że, podobnie jak to miało miejsce w Krainie Lovecrafta wymyślona przez niego mitologia (dobra, tutaj raczej “strategia narracyjna”, odwołań wprost do Cthulhu nie mamy) służy słuszności rasowej; dobrze z HPL był wojującym ateista, przewracałby się bowiem w grobie pomrukując z oburzenia, do jak niecnych celów jego proza jest wykorzystywana.
Bohaterowie są komiksowi, narysowani raczej zgrubnie, bez zbędnych detali czy jakiejś głębi psychologicznej, nie znaczy to jednak że są pozbawieni cech indywidualnych czy uczuć, mamy przyjaźń i wzajemne poświęcenie, pojawi się nawet miłość (również między paniami - Clark czyni honory wszystkim uciskanym mniejszościom).
To sum up - jeśli komuś sposób narracji i łączenia fantastyki, horroru i słusznych idei zawarty w Krainie Lovecrafta nie przypadł do gustu, to i Ring Shout mu się nie spodoba, ale jak ktoś lubi fun, przygode, i szybką, pełną zwrotów akcję, to będzie usatysfakcjonowany.