Madremio! A cóż tu się nie odjaniepawla? Satanistyczne obrzędy, piekielne demony i chowańce, kultyści mamroczący ofiarne klątwy, wulgarny seks, gwałty, tortury, śmierć, najczarniejszy z czarnych humor, a wszystko bulgoczące jak w kotle pełnym smoły i siarki, gorącym i smrodliwym. Nie tylko rozliczne ofiary bluźnierczych rytuałów, ale również dobry smak oraz zasady poprawnej polszczyzny zostaną brutalnie, wielokrotnie i boleśnie zgwałcone w tej iście apokaliptycznej, przy czym przewrotnie wciągającej i zabawnej orgii campowego szaleństwa, jaką jest zbiór opowiadań Adama Deki „Samhain Agenda”. + Wszyscy znają przysłowie „don’t judge a book by its cover”. A jednak nie sposób nie zacząć od okładki… Wydana własnoręcznie (dosłownie!), rzemieślniczo, w nakładzie raptem 100 egzemplarzy, stylizowana na wczesnonajntisowe ziny „Samhain Agenda” swą urodą (a również żarliwą fanowską pasją, która stoi za jej wydaniem) po prostu urzeka. Okładka „wycinanka”, z tzw. okien...