niedziela, 19 stycznia 2025

Stephen King - "Po Zachodzie Słońca" 6/10

Kolejny zbiór opowiadań Stephena Kinga, “Po Zachodzie Słońca” z 2008 roku, nie dorównał sławie legendarnej “Nocnej Zmianie” i w sumie dość szybko zatarł się w pamięci fanów; wpływ na to ma pewnie fakt, że prawie żadne opowiadanie ze zbioru nie zostało do tej pory przeniesione na ekrany kinowe (wyjątkowa sytuacja w przypadku Kinga), ale to, jak zawsze u tego autora, bardzo solidna lektura, z kilkoma prawdziwymi rodzynkami. 


+


Najsmaczniejszym kąskiem jest w “N.” 10 !! - naprawdę Królewskie danie, połączenie “Muzyki Ericha Zanna” H.P. Lovecrafta z “Pająkiem” H.H. Ewersa. Coś wspaniałego. Pacjent z OCD (obsessive-compulsive disorder, niepotrzebnie tłumaczone jako ZOK - zaburzenie obsesyjno kompulsywne, termin OCD jest już powszechnie obecny jako termin medyczny w Polsce) trafia do lekarza i skarży się, że jego obsesja urodziła się na pewnym polu, na którym, słowami chorego, istnieje przejście do innego, złowrogiego uniwersum. Z tego obcego świata na Ziemię chcą przedostać się potworne bóstwa, i tylko różne kompulsywno obsesyjne zachowania “strażnika” potrafią na jakiś czas zamykać tę bramę… 

King w posłowiu przywołuje jako główną inspirację “Wielkiego Boga Pana” Machena, co jest ofkors słuszne, ale bardziej przejrzystym porównaniem będzie przywołany na początku Lovecraft (który sam w swojej twórczości wyfiltrował już dorobek Machena). Dla takich perełek warto się przegryzać przez zbiory opowiadań, takie perełki czynią Kinga wielkim. Prawdziwe arcydzieło.


Dw następne hity to : “

  • bardzo porządny thriller “Piernikowa Dziewczyna (8) - kobieta musi stoczyć bój na śmierć na życie ze ścigającym ją psychopatycznym mordercą. Rozpad małżeństwa, radzenie sobie z traumą, Floryda, jogging - King w swoim niepowtarzalnym stylu potrafi zmieszać to wszystko w smakowity, energetyczny koktajl. (całość przypomina nieco finałowe sceny z “Intensywności” Deana Koontza_
  • i świetne, adresowane do starszych, tych, którzy dojrzewają wraz z samym Kingiem, czytelników opowiadanie “Sen Harveya” (8) - małżeństwo dobrze po 50tce, kobieta ze znudzeniem i niechęcią myśli o szarym, nudnym, przemijającym między palcami życiu, aż nagle mąż, skapcaniały przy śniadaniowym stole, zaczyna opowiadać swój koszmar - i wtedy nagle kobieta zaczyna tęsknić za tym nudnym życiem…naprawdę, creepy as hell, być może trzeba być w pewnym wieku by docenić upiorność i elegancję tego tekstu, ale ja najwyraźniej właśnie w tym wieku jestem.


Zgrabne i udane są jeszcze, klimatyczna “Willa” (7), gdzie gromada duchów po katastrofie kolejowej czeka bez końca na zrujnowanej stacji na “przyjazd pociągu”, i trochę podwiewająca filmowym “Autostopowiczem” “Niemowa” (7), w której facet opowiada zabranemu w deszczu niememu i głuchemu autostopowiczowi swe życiowe nieszczęścia a parę dni później problemy kierowcy zostaną zaskakująco (choć nieco makabrycznie) rozwiązane. 


Jest całą grupa “solidnych”, takich 6/10 opowiadań - nie bardzo się czymś szczególnym wyróżniają, niekoniecznie zapadną na dłużej w pamięć, ale niezmiennie znakomicie się czytają (toż to King!). Wśród nich wymienić trzeba :

“Miejsce Obsługi Podróżnych” w którym intelektualista skonfrontowany podczas nocnej wizyty na przydrożnej toalecie z agresywnym typem przyjmuje osobowość twardziela, by poradzić sobie z konfliktem, 

zabawny “Rower Stacjonarny”- opisujący toczące się w wyobraźni jadącego na tytułowym rowerku przygody, podczas których umyka on przed żądnymi zemsty …. lipidami (wyrażonymi jako ekipa robotników), których jego dbałość o zdrowie wysłała na bezrobocie.

Jest też  “Dzień Rozdania Świadectw” - opisujący ostatnie chwile spokojnego świata przed wybuchem wojny nuklearnej.

I wreszcie (jedyny sfilmowany - jako część filmu Opowieści Z Ciemnej Strony z 1990) “Kot Z Piekła Rodem” 6 - przewidywalna, choć ofkors bardzo sprawna makabreska, której tytuł wyjaśnia treść, porządny animal horror młodego Stephena Kinga, w której pewien staruszek kontraktuje zawodowego zabójcę do likwidacji…kota, którego oskarża o zamordowanie swoich trojga domowników. Mogłoby się zmieścić w “Nocnej Zmianie”.


Gorzej wypadły pozostałe teksty. Po pierwsze, jest grupa tanich “ckliwiaków”,  gdzie King (zbyt) prostymi środkami prĻbuje grać na emocjach czytelnika, I tak, w “NYT W Cenie Promocyjnej” żona rozmawia telefonicznie ze zmarłym mężem, w “Rzeczach, Które Po Sobie Zostawili” żywi nawiedzani są przez przedmioty pozostałe po ofiarach ataku na World Trade Center, a w “Ayanie” jakaś tajemnicza “lifeforce” (Bóg?) ratuje dotykiem życie randomowo wybranych chorych ludzi. Tanizna.


Na sam koniec zaś zostawiłem sobie “Bardzo Trudne Położenie” (4)…. Dwu milionerów na Florydzie, płonący między nimi spór sąsiedzki. Kiedy jednemu z nich życie nagle zaczyna strasznie doskwierać (jego firmie grozi upadłość, zostawia go żona, lekarze wykrywają raka) uznaje, że to efekt klątwy, którą rzucił na niego wróg, i postanawia się przed śmiercią zemścić, zamykając go w ….przenośnym toi toiu (sic!!!)  Z jednej strony prawie dobre,  no bo King bawi się tutaj z twórczością Edgara Allana Poe i motywem pochowania żywcem (”Przedwczesny Pogrzeb”, “Beczka Amontillado”) ale…. “na miłość boską, Montresorze”….lwią część opowiadania zajmuje boleśnie detaliczny opis prób uwolnienia nieszczęśnika z przewróconej toalety, której zawartość oczywiście zalewa całe wnętrze ….King pisał posłowiu, że w trakcie tworzenia bawił się przednio, dobry smak niestety bawił się znacznie gorzej.


I to tyle. Jak zawsze, świetne pióro Kinga, samoczytające się teksty, nawet te najsłabsze dają dużą przyjemność z czytania, ale mało treści jest w tym tomie, na tle ogromnego dorobku Mistrza ten zbiór trochę niknie z pola widzenia, choć i tak zaskakuje, że, póki co, tylko “Kot Z Piekła Rodem” został przeniesiony na ekrany kin. Wydaje się, że i z “Piernikowej Dziewczyny” i z “N.” - najdłuższych i najbardziej honorowanych opowiadań, możnaby zrobić udane filmy. 

Warto wiedzieć za to, że  cała masa opowiadań z “Zachodu Słońca” stała się natomiast podstawą “one dollar movies”, któtkometrażówek, które King puszcza za darmo niezależnym artystom. imfb wspomina o Willi, Rzeczach, Niemowie i Miejscu Obsługi Podróżnych.

Dla fanów Kinga, fanów dobrego, przyjemnego czytania. Fani horroru - są inne tytuły Mistrza, wymagające szybkiej lektury. “Po Zachodzie…” może poczekać.

 

czwartek, 9 stycznia 2025

Graham Masterton - "Duch Zagłady" 3/10


Zupełnie niepotrzebna, źle wymyślona, niepoważnie poprowadzona, na siłę napisana kontynuacja cyklu o złowrogim indiańskim szamanie Misquamacusie, knującym plany zagłady “białych najeźdźców”. Ihaaaa….


+


Lata mijają, a znany już z poprzednich części cyklu fejk-medium Harry Erskine wciąż utrzymuje się z naiwności starszych dam pozorując kontakt z ich zmarłymi bliskimi Pewnego dnia Harry jako “ekspert od spraw nadprzyrodzonych” (detektyw mroku…) zostaje jednak zaangażowany do prawdziwie niepokojącej sprawy. 

W nowojorskim mieszkaniu pani Greenberg na skutek dziwnej manifestacji demonicznych mocy wszystkie meble zostały, niczym magnesem, przeciągnięte na jedną stronę pomieszczeń a kontakt z zaświatami wpędził kobietę w półkatatoniczny stan letargu. Zaniepokojony mąż potrzebuje fachowej pomocy.

No właśnie - fachowej. Po wstępnej wizycie Harry orientuje się, że nic tu po nim i jego udawanym mocom, tutaj trzeba prawdziwego specjalisty, udaje się więc po poradę do autentycznego psychopompa - mówcy duchów, Martina Vaizey. A u mówcy pierwszy duch, który się objawia, to  duch …Śpiewającej Skały (szamana z poprzednich części Manitou), który ostrzega, że za niesamowite wydarzenia w przeklętym mieszkaniu odpowiada dobrze już znany duch  Misquamacusa! 


Ale tym razem upiorny szaman nie zamierza się ograniczać do punktowych działań. Owszem, używając w tym celu ciała opętanego przez siebie Vaizeya morduje małżeństwo Greenbergów, ale tak naprawdę showdown w Nowym Jorku to tylko małe michałki. Mściwy Indianer zamierza bowiem, dosłownie, wykorzenić z amerykańskiej ziemi wszystkich (!) białych ludzi. Wzywając piekielne moce mrocznego indiańskiego bóstwa o niewymawialnym imieniu wszczyna na terenie całego USA katastrofy klimatyczne, jakieś niebywałe “trzęsienia ziemi” w których nikną z powierzchni całe milionowe metropolie (np. Chicago)! No, jeńców to on nie bierze…


Jedynym, który może stanąć mu na drodze jest ofkors Harry Erskine, który podejmując pogoń za Misquamacusem, mającą na celu uratowanie przed skazaniem biednego Vaizeya, którego policja zatrzymała za morderstwo małżonków Greenberg (technicznie to w zasadzie mają rację…), odkrywa upiorny plan mściwego maga…


+


Oesu, strasznie słabe…Masterton to, generalnie, dobry, solidny autor a początek lat 90-tych był jednym z jego lepszych okresów twórczych. Lovecraftowscy “Drapieżcy”, “Zjawa”, “Walhalla” - to wszystko udane, dobrze napisane hity. Nie bardzo zatem wiadomo, po co w ogóle zdecydował się na powrót do  Manitou. Tzn. chyba wiadomo, poprzednie części były popularne, sporo czytelników je kupiło, to dlaczego by nie napisać kolejnej części? Zwłaszcza że roboty mniej, każda kolejna powieść powtarza  bowiem podobne patenty i korzysta z tego samego “uniwersum” więc pisze się ją pewnie trochę na autopilocie. No i są fani, którzy chętnie łykną więcej tego samego…


Ale, jak widać po moim przykładzie, nie dotyczy to wszystkich fanów. Bardzo lubię oryginalnego “Manitou”, to klasyk “złotej ery” pełen akcji i jump scarów, z fajnymi postaciami, ciekawym pomysłem i nienachalną, lekką nutka czarnego humoru. Nawet jego liczne absurdy fabularne i pocieszne zakończenie doskonale się bronią w campowej estetyce epoki.  No ale “Duch Zagłady” - trzecia część sagi, zo zupełnie inna historia…


Nie podoba mi się nonsensowny, nieprzemyślany główny pomysł fabularny, zakończony banalną, sto razy już wykorzystaną w innych “grahamkach” finałową walką, następującą  po“wejściu do krainy potwora”. 

W efekcie zmiany tonacji opowiadanej historii często zamiast rasowego horroru mamy do czynienia z generyczną powieścią katastroficzną niczym z niegdysiejszych blockusterów kinowych w rodzaju “Płonącego Wieżowca” czy “Trzęsienia Ziemi”. Nadto brak elementarnej konsekwencji w tej opowieści. Pół USA idzie w piz…., giną setki tysięcy ludzi, Chicago i Las Vegas znikają z powierzchni ziemi, a tymczasem klienci w barach oglądają “mecz ligowy”. Sam Masterton nie wierzy w swą fabułę, co śmieszniejsze, nie wierzą w nią również jej bohaterowie ! Przez pół książki Erskine, co i rusz konfrontowany z kolejnymi nadprzyrodzonymi manifestacjami, stara się … zaprzeczyć istnieniu Misquamacusa(sic!), z którym sam osobiście już dwa razy walczył! A w obliczu końca świata rzuca suchary o tym jak to pokona Misquamacusa oddechem po cebuli. Hahaha … 

W ogóle ten czarny “humor” powieści zabija resztki jakości, jakie się w niej jeszcze mogły zatlić. Takie bombastle jak Manitou mają prawo działać wyłącznie wtedy, kiedy czytelnik na chwilunię zawiesi swe poczucie niewiary i da się porwać narracji. A tutaj sam autor jawnie nie wierzy w swoją opowieść, racząc czytelnika suchymi żarciochami. Ani się bać, ani śmiać, już raczej krzywić z zażenowania.


A sam Harry Erskine jest niczym grahamkowy James Bond, nie poddający się upływowi czasu. Mimo że powieść toczy się 20 lat po “Manitou” Harry to wciąż ten sam gościu, dość niesympatyczny i oślizgły typ pod czterdziestkę, naciągający kłamstwami starsze naiwne starsze damy i gotowy do rwania każdej napotkanej kobiety. Jeszcze na początku powieści wydaje się, że Masterton jakoś panuje nad upływem czasu - Erskine przedstawiony jest tam jako starszy już pan (musiałby mieć tak lekko 60tkę), ale w miarę upływu stron nagle, niczym hrabia Draculą, młodnieje i zaczyna się zachowywać jak w latach 70tych, podbijając do każdej laski. I jeszcze te jego incelskie komentarze na temat wad urody, kiedy w końcu raz dostaje w końcu kosza. Krindż na maksa.


Na plus sceny gore i makabry w wizjach tajfunów i burz wywołanych przez Misquamacusa i body horrorowa masakra w mieszkaniu Greenbergów, ale to stanowczo za mało. Sensu niewiele, zażenowanie całym Erskinem a zwłaszcza  jego “romansami” ogromne (ta scena łóżkowa z Karen! brrrr),  i na dobitkę czerstwy, nieśmieszny “humor”W moim rankingu grahamowa porażka 1992 (a to przecież rok świetnej “Walhalli”!)


Adam Deka - "Mondo Sepultura" 6/10

Adam Deka – “Mondo Sepultura” 6/10 “ Mondo Sepultura” to kolejne twarde sci-fi z elementami grozy od Adama Deki, nieodrodny brat innych tytu...