poniedziałek, 25 grudnia 2023

Junji Ito - Uzumaki 10/10

“Uzumaki” (Spirala), to kultowa manga, przerażajacy, wielowątkowy body horror z lovecraftowskim twistem przechodzący stopniowo w klimaty apokaliptyczne i, w końcu w post-apo, rzecz absolutnie kanoniczna, największy (choć abolutnie nie jedyny!) powód do chwały dla jej autora - Junji Ito.


+


Mieszkańców nadmorskiego miasteczka Kurozou opanowuje szczególna obsesja, psychoza na tle kształtu spirali. W szeregu koszmarnych, obrzydliwych epizodów obserwujemy losy kolejnych opętanych nią ludzi. 


Rozpoczyna się tragedią rodziny chłopaka głównej bohaterki. Jego ojciec ginie tragicznie, skręcając (dosłownie!) swe ciało w spiralę w beczce do prania, matka zaś popada w obłęd i popełnia samobójstwo, wbijając sobie nożyczki w ucho (jak odkryła, wewnątrz ucha schowana jest spirala ucha wewnętrznego…).


Akcja kolejnych odcinków ukazujących rozprzestrzenianie się szaleństwa toczy się wśród młodzieży z okolicznego liceum. Pojawia się pewna dziewczyna kryjąca pod grzywką spiralną, rozrastającą się do monstrualnych rozmiarów bliznę, para zakochanych skręca się w spiralną pętlę i niknie w morzu a włosy nastolatek skręcają się w upiorne spiralne loki, pochłaniające ich energię życiową. W kolejnych dniach szkolny prankster ginie w strasznym wypadku samochodowym, wkręcony (spiralnie…) pod kołami samochodu, inny uczeń przekształca się zaś powoli  w … ślimaka ze spiralną skorupą na plecach (yikes!)


Pewnego dnia bohaterka ratując swego młodszego brata przed  emitowanym przez lokalną, (pełną spiralnych schodów…) upiorną latarnię morską, palącym (spiralnie skręconym), światłem ulega poparzeniu i trafia do szpitala w Kurozou. Tam jest świadkiem potwornych wydarzeń, kiedy to przywiezione na obserwację, pogryzione przez rój (spiralny!) komarów ciężarne kobiety nocą wychodzą na żer, same głodne ludzkiej krwi…


Stopniowo zmienia się ton opowieści  “Spirala” krok po kroku z body horroru zamienia się w post-apo. Szereg (spiralnych ofkors) huraganów obraca Kuruzou w ruinę, w której grasują bezwzględne bandy unoszących się na powietrznych falach tajfunów chuliganów. Coraz więcej osób zamienia się w ślimaki, a pozostali mieszkańcy tłoczą się w kilku starych barakach, które od lat wyróżniały się wśród nowoczesnej architektury miasta, a teraz, jako jedyne, są w stanie przetrwać uderzenia kolejnych wichur. Wraz z brakiem miejsca i koszmarnym (ponownie body horror) zatłoczeniem baraki są stopniowo rozbudowywane i powiększane. 


Rozrastające się budowle przybierają pomału  formę gigantycznej Spirali…


+


Absolutnie genialne, absolutnie przerażające! “Uzumaki” łączy w sobie makabrę, ekstremalny body horror - mutacje, transformacje, okaleczenia, weird, science fiction, a na końcu przechodzi w nihilistyczną, ponurą apokalipsę. Wszystko zaś jest tym bardziej porażające, że wyrysowane precyzyjnymi, chłodnymi rysunkami. Medium, jakim jest komiks, drastycznie potęguje wrażenie i dodaje + 10 punktów do przerażenia. Kreska Ito potrafi oddać z takim szczegółem najgorsze mutacje i obrzydlistwa najbardziej szalonych deformacji cielesnych, że co i rusz żołądek podchodzi do gardła a w głowie budzi się panika.


Poszczególne rozdziały to samodzielne historie, kończące się zawsze finałową erupcją makabry, jakimś przeraźliwym dla umysłu i oczu czytelników jump-scarem. Początki to naprawdę ekstremalne przypadki body horroru. Skręcający się w paroksyzmach, umęczeni ludzie, mutująca w wirującą spiralę nastolatka, skaczący na spiralnej sprężynie, gnijący kadłubek żywego trupa, nastolatki zmieniające się w ślimaki, no bueeee….momentami robi się naprawdę niedobrze, a cały czas jest totalnie creepy  - Uzumaki naprawdę  straszy w sposób totalny i prawie nie łagodząc napięcia.  Ma na to wpływ nowelowa konstrukcja wymuszająca w każdym kolejnym odcinku kolejne spięcie fabularne, kolejną erupcję grozy i makabry. 


Ciekawa, warta podkreślenia jest szczególna schizofrenia mangi. Z jednej strony mamy do czynienia z absolutnie dorosłym, koszmarnym cielesnym horrorem, adresowanym wyłącznie do dorosłych czytelników, z drugiej fabuła, koncentrująca się wokół przygód pary nastolatków długimi okresami ma charakter high school dramy, z charakterystycznymi dla takich opowieści elementami, romansami, rywalizacjami, relacjami uczniowie-nauczyciele itp.  


Po dotarciu na etap “szpitalny” stężenie grozy i makabry osiąga absolutne szczyty - jest tak przerażająco, że praktycznie nie sposób było utrzymać ten sam poziom napięcia. Stąd też od tego momentu manga przechodzi płynnie w kierunku science-fiction i post-apo. Nie traci jednak nic a nic na jakości; prowadzi do wspaniałego, ponurego niczym carpenterowski “The Thing”, nihilistycznego finału.


Mimo faktu, że komiks nie jest dobym medium do oddawania niuansów emocjonalnych i psychologicznych, że, zwłaszcza w opowieści tak wizualnej jak “Uzumaki” kolejne groteskowe, upiorne kadry przyciągają gros uwagi czytelnika, udało się Junjiemu Ito umiejętnie zbudować postaci pary głównych bohaterów. W trakcie lektury współczujemy z nimi, troszczymy się o ich los, z narastającą obawą przewracamy kolejne strony.


Rzecz kultowa w pełnym tego słowa znaczeniu. KANON literackiej (komiks to też literatura!) grozy, przerażający i obrzydzający jak diabli. 



PS.

Powstał film “Uzumaki” -  jest on przez fanów mangi krytykowany na potęgę, a głównym zarzutem jest  “spłycenie fabuły”. Nie zgadzam się z tym - to jakby spłycenie fabuły zarzucać filmowemu “Rękopisowi Znalezionemu W Saragossie”. Twórcy filmu nastawili się bardziej na weidrowo-body-horrorową część pierwszą, porzucając drugą, apokaliptyczną część komiksu.


W ogóle struktura “Uzumaki” bardziej pasowałaby do formuły serialu - zawiera ona szereg wyraźnie od siebie oddzielonych, dość niezależnych fabularnie przygód, dopiero na końcu tworzących większą całość. Moim zdaniem warto i przeczytać mangę i zobaczyć film.

Lafcadio Hearn Kwaidan 5/10

“Kwaidan” - zbiór tradycyjnych japońskich opowieści niesamowitych autorstwa angielskiego autora Lafcadio Hearna, niestety leży bliżej “straszliwych opowieści o zmierzchu” spod znaku Alvina Schwartza niż “Ringu” czy innej “Klątwy Ju-On”. Z paroma wyjątkami to pozbawione elementu napięcia i grozy opowieści ludowe, bardziej legendy niż horror. To add insult to injury - nie dość, że te historie same z siebie mają niewiele punchu, to jeszcze Hearn pozbawiony jest iskry, talentu narracyjnego, którym mógłby podrasować mdławe pomysły. Zdawkowo, bez zapału fabularnego, przedstawia on kolejne opowieści; to raczej taki Oskar Kolberg, akcentujący elementy tradycji, pochodzenie etnograficzne (opowiadania są dokładnie opisane pod względem ich pochodzenia geograficznego) niż autor grozy.


Niemniej, mimo tych narzekań, jest w zbiorze kilka prawdziwych perełek. te najbardziej znane zostały zekranizowane w słynnym swego czasu nowelowym filmie grozy (pod tytułem, oczywiście, “Kwaidan”). 


Przede wszystkim zatem “Bezuchy Hoichi”. Ślepy mnich co noc jest zapraszany, by przez towarzystwem wykonywać pieśń o bitwie, w której wyginął szlachetny ród. Okazuje się, że jest zapraszany przez duchy na cmentarz; po zakończeniu pieśni upiory planują, by rozerwać go na strzępy. Dowiedziawszy się o tym mistrz zakonny pokrywa ciało grajka tekstem świętej sutry, zapominając pomalować tylko uszy Hoichiego….

 Po drugie - “Yuki-Onna” (Pani Śniegu). Dwu wędrowcom grozi śmierć podczas zimowej zamieci. Starszy faktycznie wyzionie ducha, młodszemu zaś objawia się “biała pani”, która, ujęta jego urodą, oszczędza jego życie, zakazując mu jedynie, pod groźbą śmierci, opowiadania komukolwiek o ich spotkaniu.

Młodzieniec niedługo potem spotyka piękną dziewczynę, żeni się z nią, płodzi dzieci, aż pewnego wieczoru, wezbrany miłością, postanawia opowiedzieć żonie o niegdysiejszej przygodzie….


Z pozostałych opowiadań najbardziej wyróżnia się przerażający, makabryczny tekst “Rokuro-Kubi”. Wędrowny mnich (z samurajską przeszłością) idąc przez odludzie trafia wieczorem do chatki zamieszkałej przez gościnną rodzinę. Jest serdecznie zaproszony do spędzenia nocy pod dachem; podobno w okolicy grasują złowrogie upiory…. kiedy w nocy, wiedziony pragnieniem, kapłan po cichu wychodzi w poszukiwaniu wody, znajduje pięć bezgłowych ciał swych gospodarzy - same głowy zaś w pobliskim zagajniku knują, jakby tu go pożreć nad ranem…okazuje się, że to właśnie tytułowe “rokuro-kubi” - bezgłowe upiory! Dobre, naprawdę creepy.

Druga przerażająca nasty-paskuda to “Mujina”, opowiadająca o demonach pozbawionych twarzy (ofkors momenty ukazania oblicza przygodnemu obserwatorowi to rasowe jump scare’y). Zapamiętać też można “Dyplomację” - zabawne opowiadanie, opowiadające o tym, jak jak ścinający skazańca samuraj skłonił odciętą głowę do ugryzienia kamienia, tym samym odciągając jego uwagę od możliwej zemsty, długą “Opowieść O Aoyagi” - tytułowa Aoyagi, oblubienica pewnego samuraja okazuje się tak naprawdę duchem zaklętym w drzewie; kobieta umiera, kiedy drwale ścinają drzewo.

Wart wyróżnienia jest jeszcze trzeci creeper - “Jikininki” (pożeracz trupów), w którym buddyjski mnich skutecznie egzorcyzmuje nieszczęsnego, skazanego na - właśnie - pożeranie trupów, upiora.


Niestety, dużą część zbioru stanowią wspomniane we wstępie folkowe legendy i klechdy, barwione fantastyką ale pozbawione grozy. W “Oshidori” kaczka (!) popełnia samobójstwo z miłości po tym, jak jej towarzysz ginie przeszyty strzałą głodnego samuraja, w “Opowieści o O-Tei” zmarła za młodu ukochana powraca w ciele innej dziewczyny, by dać szczęście (dojrzałemu w międzyczasie) ukochanemu, w “Ubazakurze” mamka oddaje w modlitwie swe życie za życie chorej podopiecznej, z kolei w “O Zwierciadle I Dzwonie” ludzie biją w dzwon w nadziei otrzymania nagrody jego rozbicie, obiecanej przez pewnej kobiety, w “Tajemnicy Zabranej Do Grobu” duch kobiety po śmierci prosi o zniszczenie skrywanego przez nią listu miłosnego…. i tak dalej, i temu podobnie…. generalnie szereg takich sobie, mdławych folk stories,  do zapomnienia w chwili przeczytania.


Tom kończy kilka esejów zatytułowanych “studia o owadach” - kolejno są to “Motyle”, “Komary” i “Mrówki” - w żadnym z nich nie ma elementu fantastycznego ani niesamowitego.


Podsumowując - “Kwaidan” to pozycja wyłącznie dla koneserów starej literatury, bardziej ciekawostka niż do dziś atrakcyjny real-deal. Dosłownie parę opowiadań zniosło, z perspektywy fana horroru próbę czasu zachowując nieco , reszta całkowicie do zapomnienia. To już bardziej warto ten “Kwaidan” filmowy Masaki Kobayashiego na necie poszukać i zobaczyć.

poniedziałek, 18 grudnia 2023

Ahmed Saadawi Frankenstein W Bagdadzie 6/10

“Frankenstein W Bagdadzie” to reprezentant mało znanej współczesnej literatury arabskiej,   duży, międzynarodowy przebój literacki - powieść, która w przebraniu horroru, wykorzystując klasyczny, zasygnalizowany już w tytule motyw przejmująco opowiada o grozie życia w Bagdadzie po upadku Saddama Husseina.


+


Irak, Bagdad. Saddam Hussein upadł, państwem rządzą nowe władze wspierane przez Amerykanów, ale w stolicy nie dzieje się dobrze. Codziennością miasta są terrorystyczne zamachy bombowe, w których giną dziesiątki niewinnych ludzi.


Drobny handlarz starzyzną zbiera… fragmenty rozerwanych w wybuchach bombowych ciał  ofiar i składa z nich w szopie na zapleczu swego domu „ciało”, które zamierza pochować z należytym szacunkiem.


Po sąsiedzku mieszka pewna starsza kobieta, która od dwudziestu lat nie dopuszcza do siebie wiadomości, że jej ukochany syn zginął na wojnie i wciąż wypatruje jego powrotu do domu.


W kolejnym zamachu ginie ochroniarz pobliskiego hotelu - na skutek wybuchu jego ciało po prostu przestaje istnieć, wędrująca dusza „wchodzi” zatem w przypadkowo znalezione w szopie „zwłoki”.  Ciało „monstrum Frankensteina” znika z szopy natomiast w domu samotnej matki pojawia się bezimienny, pozbawiony pamięci mężczyzna z poranioną twarzą. Kobieta uznaje w nim swego dawno zaginionego syna….


Wkrótce ulicami Bagdadu wstrząsa seria morderstw. Tajna policja rozpoczyna intensywne śledztwo, sprawą interesuje się też młody, przebojowy dziennikarz śledczy, usiłujący zdobyć dobry materiał…



+



Horror uważany bywa często za najniższy gatunek rozrywkowy, tymczasem to właśnie literatura grozy daje twórcom najwięcej możliwości artystycznej kreacji, opowiedzenia w gatunkowym kostiumie poważnej, przejmującej historii.  “Umiłowana” Toni Morrison, “Piąte Dziecko” Doris Lessing, “Białe Łzy” Hari Kunzru, (nawet po trosze “Empuzjon” OIgi Tokarczuk ) - to dyżurne przykłady.  


Do tego grona należy zaliczyć również powieść Ahmeda Saadawi “Frankenstein z Bagdadu” -  przejmujący opis miasta wstrząsanego falą terroru, miasta opanowanego przez chaos i niepewność jutra, a czyni to efektownie wykorzystując archetyp frankensteinowski (co ciekawe, Saadawi bardziej inspiruje się ekranizacją Kennetha Branagha, parokrotnie przywołaną jako cameo w tekście, niż samą powieścią Shelley).


Ta książka nie straszy, przynajmniej nie straszy jako horror fantastyczny. Ani powstanie, ani działania monstrum nie są opisane w celu wzbudzania grozy, Saadawi nie piętrzy jump scare’ów ani nie buduje scen pełnych suspensu. “Frankenstein W Bagdadzie” straszy za to   wojną, śmiercią, terrorem bombowym, chaosem na ulicach wielkiego miasta. 

Wojna to piekło, to oczywiste, ale przejmujący wniosek, który płynie z powieści Saadawiego  jest taki,  że nawet ustanie działań wojskowych nie zawsze przynosi ukojenie. Nadal szerzą się pogarda i brak szacunku  dla ludzkiego życia,  polityczny i organizacyjny chaos, rządy przemocy i brudne interesy szemranych indywiduów - wstydliwy następstwa ataku USA na Irak i upadku rządów Husseina. Przy czym Saadawi stroni od moralizatorskiego osądzania, nie pisze, że agresja na Irak była “zła” czy “dobra”, on po prostu fotograficznie przedstawia koszmar podbitego, szarpanego terrorem miasta, wykazując, że mieszkańcy najbardziej chcieliby po prostu spokoju, bezpieczeństwa i normalnego życia.



Fabularnie pomysły wybitne mieszają się z mniej przekonującymi, z biegiem stron powieść, początkowo naprawdę znakomita, nieco grzęźnie - za dużo wątków, za dużo krzyżujących się linii fabularnych, wkrada się trochę bałaganu narracyjnego, przez co końcowa ocena cierpi, ale szczególny klimat powieści zostanie z czytelnikiem na długo. 

Na wyróżnienie zasługują świetne, ciekawe kreacje postaci - mimo potencjalnych różnic kulturowych bardzo łatwo zdobywające uwagę i sympatię zachodniego czytelnika. Postać dziennikarza to chyba trochę literackie alter ego samego Saadawiego (piszącego, jak powieściowy bohater, o “monstrum”).


Niebanalne, nieoczywiste pisanie - niby gatunkowy  “horror” a jednak jednocześnie mainstream.  Może niekoniecznie “instant classic”, ale na pewno bardzo ciekawa, egzotyczna pozycja. Ciekawe, jak będzie się rozwijało pisanie Saadawiego, miejmy nadzieję, że będzie ono się u nas nadal ukazywało.




PS.

W dobrych rękach byłby z tego doskonały film - tylko kto da na to pieniądze? Amerykanie? Nie jestem bardzo przekonany - wprawdzie, jako się rzekło, Saadawi nie feruje wyroków, ale sam koszmarny, krwawy chaos panujący w “wyzwolonym” Bagdadzie nie jest zgodny z ich propagandowym przekazem i nie bardzo przynosi chlubę 

Andrzej Zahorski - Stanisław August Polityk 6/10

Zgrabnie napisana biografia ostatniego króla Polski. Dowiadujemy się o jego młodzieńczych latach, o romansie z (przyszłą) carycą Katarzyną (...